Taco. Zjadłbym.
Generalnie polskim rapem gardzę konsekwentnie i radykalnie. Nigdy nawet go nie słuchałem, zawsze należałem do ludzi, którzy swojej muzyki używali by czuć się smutni, a że smutny być lubiłem, głównie te co bardziej depresyjne tony królowały w moich playlistach. Potem, zmęczony ciągłym szarpaniem na siłę strun swojej duszy (jakkolwiek to brzmi) przeszedłem na indie, a dokładniej indie rock. Do rapu temu daleko. A dlaczego o nim mówię? Najłatwiej na to odpowiedzieć jednym stwierdzeniem: "Bo tak o.." Znaczy "Bo Taco". Taco Hemingway. Pewnie kojarzycie, bo kto nie? Gość, który rapuje, a nie nosi dresu. Przy okazji nie wozi się jak pan wszystkich włości, nie jest przedstawicielem szeroko pojętej patologii i, o dziwo, śpiewa o problemach, które dotyczą. Mnie i ciebie, mam nadzieję. No więc co czyni go popularnym? Nie owijając w bawełnę tematyka polskiego rapu zazwyczaj ogranicza się do "jebać psy, szanować ziomeczków". Taco zamiast rozwodzić się nad cierpie