Posty

Taco. Zjadłbym.

Generalnie polskim rapem gardzę konsekwentnie i radykalnie. Nigdy nawet go nie słuchałem, zawsze należałem do ludzi, którzy swojej muzyki używali by czuć się smutni, a że smutny być lubiłem, głównie te co bardziej depresyjne tony królowały w moich playlistach. Potem, zmęczony ciągłym szarpaniem na siłę strun swojej duszy (jakkolwiek to brzmi) przeszedłem na indie, a dokładniej indie rock. Do rapu temu daleko. A dlaczego o nim mówię? Najłatwiej na to odpowiedzieć jednym stwierdzeniem: "Bo tak o.." Znaczy "Bo Taco". Taco Hemingway. Pewnie kojarzycie, bo kto nie? Gość, który rapuje, a nie nosi dresu. Przy okazji nie wozi się jak pan wszystkich włości, nie jest przedstawicielem szeroko pojętej patologii i, o dziwo, śpiewa o problemach, które dotyczą. Mnie i ciebie, mam nadzieję. No więc co czyni go popularnym? Nie owijając w bawełnę tematyka polskiego rapu zazwyczaj ogranicza się do "jebać psy, szanować ziomeczków". Taco zamiast rozwodzić się nad cierpie

Zmiany. Z autopsji.

Pracownik korporacji w centrum Warszawy, który znalazł lepszą pracę i napluł byłemu szefowi w twarz, student, który na ostatnim roku w końcu zdał sobie sprawę, że ten kierunek nie jest dla niego i nastolatek w wieku buntowniczym, który uciekł właśnie z domu by już nigdy tam nie wracać. Z pozoru losowi ludzie robiący losowe rzeczy. Łączy ich jedno - podjęcie zmiany. Dla jednych będzie początkiem nowego, lepszego życia, inni odniosą spektakularną porażkę i wrócą z podkulonym ogonem do poprzedniego stanu rzeczy. Czy ci drudzy będą tego żałować? Może z początku. Potem pewnie strzelą jakiś banał pod tytułem "każda porażka uczy czegoś nowego" i puszczą wstydliwy okres w niepamięć. Jeśli chodzi o zmiany to sam je lubię. Może aż za bardzo. W połączeniu z faktem, że przy okazji szybko nudzę się nowymi rzeczami wychodzi mieszanka, która sprawiła, że dwa razy zmieniałem szkołę, trzy razy pracę, a obecnie uczę się zaocznie nie dlatego, że mam deficyt czasu, tylko nie chce zbyt szybko

Potęga spostrzegawczości i wrażliwości

Obraz
Jeśli mieszkacie w Warszawie - zauważyliście, że te przyciski przy przejściach dla pieszych mają często pod spodem jeszcze drugi przycisk? Nie mam pojęcia do czego on służy, ale całkiem prawdopodobne, że jest dla niewidomych. Albo że kiedy otwierają się drzwi tramwaju ludzie tak często nie wsiadają do tych najbliższych sobie, a idą o dwa czy trzy rzędy w prawo lub lewo? Nawet gdy tramwaj jest niemal pusty i o żadnym tłoku nie ma mowy. Niewykluczone, że nie. W końcu kto w natłoku własnych, niecierpiących zwłoki spraw będzie zwracał uwagę na takie głupoty? W dzisiejszych czasach rozglądanie się za takimi rzeczami jest uważane za infantylne i po prostu niepotrzebne.A przecież to ciekawość i spostrzegawczość zmotywowała naszych praprzodków do rozwoju. Sam należę do ludzi,którzy nad doświadczenie - które podświadomie utożsamiam z mechanizacją czynności - przekładają intuicję i obserwację. Wnioski lubię wyciągać własne, z autopsji. Nawet jeśli czasem błędne. Jasne, warto czasem posłucha

Krytyka konstruktywna i od kogą ją przyjmować

Dobrze więc. Dziś na pierwszy ogień idzie krytyka. Narzędzie zarówno destrukcyjne, ale i w rzadkich przypadkach pomocne i niezbędne do rozwoju osobistego.Nikt jej nie lubi. Nawet tej dobrej. A już w szczególności tej "dobrej". Czujemy się przez nią przytłoczeni, często atakowani jej nadmiarem. Co jednak zrobić, by móc docenić jej wartość? Nie wiem, to w końcu nie jest życiowy blog - poradnik. Ale mogę się z wami podzielić co wartościowszymi spostrzeżeniami. Przede wszystkim: Co sam zdążyłem zauważyć na przestrzeni mojej egzystencji to fakt, że warto zwracać uwagę na to, od kogo tą krytykę przyjmujemy. To wcale nieprawda, że krytyka zawsze boli tak samo. Własne, nieprzychylne spostrzeżenia na temat nas i naszych czynów mieć może każdy. Od zupełnie nieznajomych, po najbliższych nam przyjaciół czy rodzinę. Co sam staram się odnaleźć w krytyce jaką dostaję okazjonalnie od różnych osób to dwa podstawowe czynniki: intencja i kompetencja. Zacznijmy od pierwszego: Załóżmy, że w

Czarny protest a syndrom autouciemiężenia

Obraz
W świetle ostatnich wydarzeń, czyli czarnego protestu poczułem się zobowiązany jakoś się wypowiedzieć. Nie z uwagi na przekonania czy sympatie polityczne, ale bardziej dlatego, że tknął mnie sam fakt, jaki ta sprawa wywołuje odzew, po tym co przeczytałem na jednym z blogów. Mimo wszystko nie będzie to wpis polityczny, postaram się go utrzymać w charakterze, jakże odpowiedniego dla mojego bloga, dywagowania o naturze ludzkiej i temu podobnych, dziwnych, tematach. Do meritum: Aborcja to rzecz smutna i jest uzasadniona raczej w ostateczności, to wiemy wszyscy. Wiem również, że katolicy uważają ją za niedopuszczalną (w oficjalnej opinii), niektóre feministki za codzienną błahostkę, a pozostała większość ma o niej zdanie zupełnie niejasne, bo aborcja jest według nich sytuacją patową - nie ma tam "dobrych" decyzji. Czego nie wybierze kobieta - będzie to miało negatywne skutki i zawsze według wielu postąpi źle. Osobiście należę do tych trzecich, ale mniejsza z tym. Co jedna

Na co czekasz? Czemu ludzie odwlekają wszystko do porzygu

Obraz
Kupiłem sobie wczoraj laptopa, daleko temu do gamingowej bestii, ale mogę teraz pisać posty smażąc warzywa w kuchni. :) Ale do rzeczy: Wyobraźcie sobie scenę własnego pogrzebu. Odeszliście w pokoju, załóżmy, że zostaliście potrąceni przez walec czy coś w tym stylu. Kto się na nim zjawi? Za co was zapamiętają? Czy uznacie swoje życie za pełne i wartościowe? Może nie, w końcu wielu z was dopiero je rozkręca, lub - jak większość - czeka na dany "przełomowy moment w życiu". Wyprowadzka z domu, ukończenie szkoły, znalezienie lepszej pracy, drugiej połówki.. Zawsze coś, co będzie tą jedyną rzeczą, której nam do szczęścia potrzeba, po której już nic nie pozostaje, a zacząć żyć jak należy, już na nic nie czekając. Na ten moment czekamy długo, z niecierpliwością, już gotowi na nadchodzący przełom, niczym astronauci w kokpicie promu kosmicznego podczas finalnego odliczania. I kiedy chwila wreszcie nadchodzi, już zacieramy ręce, już jesteśmy gotowi na eksplozję fajerwerków... By

Dlaczego każdy powinien coś tworzyć

Obraz
O, właśnie sobie zdałem sprawę, że 3/4 początkujących blogerów prowadzi blogi modowe, albo inne rzeczy o 'lekkiej' tematyce. Tu jakieś pieski, tam jakieś kotki. Krótkie wpisy upstrzone całymi kaskadami zdjęć. Chyba poszedłem złą ścieżką, jeśli odpadłem od nurtu blogosfery. Ale zaraz. Złą ścieżką? Kto powiedział, że iść w drugą stronę, to zły wybór? Nie umniejszając autorom początkujących stron modowych, zastanówmy się, czemu jest ich najwięcej. Pewne jest to, że ten typ uznany został przez nich za najbardziej pociągający nie bez powodu. Może po prostu kręci ich moda, może lubią robić sobie ładne zdjęcia, a że przy okazji ładnie się ubierają, uznali, że można na tym zbudować coś, czym można się ze światem podzielić. I myślę, że to dobre podejście. Zawsze byłem wyznawcą przekonania, że w dzisiejszym społeczeństwie najbardziej prawidłowo funkcjonująca jednostka to nie ta, która wyłącznie korzysta z pracy i twórczości innych (oglądając telewizję, surfując po necie, używając